łoł niezłe :P ;D pozd.
Najnowsze komentarze
Africa23
do: Ja i ona
do:
hahahaha dobre dobre ale ty tak ch...
do:
dobry ten erotyk :D no i ta guma ż...
do:
Shima rezza - Najlepsze rękawice j...
do:
Więcej komentarzy
@beebas, dziękuje za wykład, poucz...
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>
06.01.2011 18:33
Zimowe porządki.
Tak kończy się bliska obecność motoru podczas sprzątania "dziadkowego" strychu.
Dzisiaj robiłem z bratem porządki na strychu w warsztacie u moich
dziadków.
Wynoszenie starych mebli, lamp, desek. Po prostu szrot i śmieci. Po dwóch godzinach roboty przerwaliśmy na chwile porządkowanie, i mieliśmy pójść na chwilę do domu na ciepłą herbatę.
Brat wyszedł z warsztatu a ja gdy zobaczyłem stojące na dole Suzuki stanąłem jak wryty i przyglądałem się Gieńkowi z silnikiem 125ccm. Po chwili patrzenia się ma motor od boku, podszedłem, obróciłem trochę kierownice w lewo, kucnąłem i przyglądałem się dalej tej chromowanej lampie, tym lagom, lekko pordzewiałemu błotnikowi i zabrudzonym felgom.
Wstałem obszedłem Suzuki dookoła. Zobaczyłem lekko ubłocony tłumik, zabrudzoną tylnią felgę, brudne nieliczne plastiki. Na baku warstwa kurzu... Usiadłem na maszynie. Przekręciłem manetkę gazu, nacisnąłem dźwignie sprzęgła... Popatrzyłem na obrotomierz, prędkościomierz... Czemu tam jest zero? Ja chcę jechać ! Spojrzałem na licznik. Ponad 45 tysięcy... W tamtym roku zrobiłem razem z Gieńkiem około czterech... Wspaniale spędzony czas. Przypominało się lato. Suzuki wiózł mnie zawsze tam gdzie chciałem na swoim grzbiecie, choć bywały momenty że miał kaprysy... i to ja musiałem go prowadzić...
Nagle coś mnie tknęło... Podszedłem do szafki i wyciągnąłem czystą ścierkę. Chwyciłem jeszcze za rozpuszczalnik i udałem się do domu po wiadro z wodą... Wróciłem do warsztatu i zacząłem dopieszczać motor. Z kół i felg zmyłem zaschły brud, podobnie z tłumika. Wytarłem na sucho i zaczęło się to co lubiłem... patrzeć jak motor pięknieje z każdym pociągnięciem szmatki, jak chromowane części błyszczą jak gdyby motor dopiero co wyjechał z fabryki. Mój ojciec latem nazywał mnie „masochistą". Najpierw jeździłem do lasu po czym motor był upier****ny jak stół u Durczoka. Sytuacja powtarzała się przez 4 dni i mój nowy pseudonim gotowy... Ha !
Taki jestem że lubię jak coś jest ładne, dopieszczone, błyszczące i Bóg wie co jeszcze lubię... Pewnie zbyt dużo tego.
W następnej kolejności przetarłem lakier na zbiorniku paliwa, chwyciłem za pastę do polerowania... i lecimy z tym bakiem ! Chwila moment i metal był już z powrotem zielony... a nie jak przedtem szary... Przetarłem boczne kapy. Tylnia felga, błotniki, tablica rejestracyjna, klosz od lampy, zakurzone zegary i parę innych rzeczy. W końcu wstałem, odszedłem parę metrów od motoru, obróciłem się na pięcie i z podziwem patrzałem na wyniki mojej pracy...
Światło pięknie odbijało się od chromowanych elementów, błyszczących już zegarów. Jeszcze raz usiadłem na motorze, rozłożyłem podnóżki pasażera. Ale po co? Sam nie wiem.
I znów złapałem za manetkę gazu, sprzęgło, zmieniłem bieg... Chciałem już odpalać silnik ale przypomniało mi się, że akumulator jest wyciągnięty i odpoczywa w domu... Powiedziałem już sobie, że gdy mrozy odpuszczą, śnieg stopnieje wymienię olej, napompuje koła, zaleje bak i podłączę akumulator wsiądę i pojadę na wycieczkę. Oglądam właśnie pogodę i słyszałem że może być to możliwe w ten weekend. Mmmm... Było by cudownie.
Poszedłem do domu. Usiadłem na fotelu, mimo uczulenia wziąłem kota na kolana. Lubię jego puszyste futerko choć potem muszę płacić za to zaczerwienioną skórą i piekącymi oczami. Głaszcząc go popijałem ciepłą herbatę i jadłem kanapki. Gdy tylko dokończyłem herbatę brat dał znak do dalszej, jak się później okazało trzygodzinnej roboty. Na strychu parę ciekawych rzeczy, min. stojąca tam Jawa 50, stare książki i pamiątki.
Fajnie było, wyczyściłem motor, trochę wspomnień. Trochę się dzisiaj jeszcze pouczę i będę zadowolony... I jak dostanę parę komentarzy to już w ogóle. =)
Wynoszenie starych mebli, lamp, desek. Po prostu szrot i śmieci. Po dwóch godzinach roboty przerwaliśmy na chwile porządkowanie, i mieliśmy pójść na chwilę do domu na ciepłą herbatę.
Brat wyszedł z warsztatu a ja gdy zobaczyłem stojące na dole Suzuki stanąłem jak wryty i przyglądałem się Gieńkowi z silnikiem 125ccm. Po chwili patrzenia się ma motor od boku, podszedłem, obróciłem trochę kierownice w lewo, kucnąłem i przyglądałem się dalej tej chromowanej lampie, tym lagom, lekko pordzewiałemu błotnikowi i zabrudzonym felgom.
Wstałem obszedłem Suzuki dookoła. Zobaczyłem lekko ubłocony tłumik, zabrudzoną tylnią felgę, brudne nieliczne plastiki. Na baku warstwa kurzu... Usiadłem na maszynie. Przekręciłem manetkę gazu, nacisnąłem dźwignie sprzęgła... Popatrzyłem na obrotomierz, prędkościomierz... Czemu tam jest zero? Ja chcę jechać ! Spojrzałem na licznik. Ponad 45 tysięcy... W tamtym roku zrobiłem razem z Gieńkiem około czterech... Wspaniale spędzony czas. Przypominało się lato. Suzuki wiózł mnie zawsze tam gdzie chciałem na swoim grzbiecie, choć bywały momenty że miał kaprysy... i to ja musiałem go prowadzić...
Nagle coś mnie tknęło... Podszedłem do szafki i wyciągnąłem czystą ścierkę. Chwyciłem jeszcze za rozpuszczalnik i udałem się do domu po wiadro z wodą... Wróciłem do warsztatu i zacząłem dopieszczać motor. Z kół i felg zmyłem zaschły brud, podobnie z tłumika. Wytarłem na sucho i zaczęło się to co lubiłem... patrzeć jak motor pięknieje z każdym pociągnięciem szmatki, jak chromowane części błyszczą jak gdyby motor dopiero co wyjechał z fabryki. Mój ojciec latem nazywał mnie „masochistą". Najpierw jeździłem do lasu po czym motor był upier****ny jak stół u Durczoka. Sytuacja powtarzała się przez 4 dni i mój nowy pseudonim gotowy... Ha !
Taki jestem że lubię jak coś jest ładne, dopieszczone, błyszczące i Bóg wie co jeszcze lubię... Pewnie zbyt dużo tego.
W następnej kolejności przetarłem lakier na zbiorniku paliwa, chwyciłem za pastę do polerowania... i lecimy z tym bakiem ! Chwila moment i metal był już z powrotem zielony... a nie jak przedtem szary... Przetarłem boczne kapy. Tylnia felga, błotniki, tablica rejestracyjna, klosz od lampy, zakurzone zegary i parę innych rzeczy. W końcu wstałem, odszedłem parę metrów od motoru, obróciłem się na pięcie i z podziwem patrzałem na wyniki mojej pracy...
Światło pięknie odbijało się od chromowanych elementów, błyszczących już zegarów. Jeszcze raz usiadłem na motorze, rozłożyłem podnóżki pasażera. Ale po co? Sam nie wiem.
I znów złapałem za manetkę gazu, sprzęgło, zmieniłem bieg... Chciałem już odpalać silnik ale przypomniało mi się, że akumulator jest wyciągnięty i odpoczywa w domu... Powiedziałem już sobie, że gdy mrozy odpuszczą, śnieg stopnieje wymienię olej, napompuje koła, zaleje bak i podłączę akumulator wsiądę i pojadę na wycieczkę. Oglądam właśnie pogodę i słyszałem że może być to możliwe w ten weekend. Mmmm... Było by cudownie.
Poszedłem do domu. Usiadłem na fotelu, mimo uczulenia wziąłem kota na kolana. Lubię jego puszyste futerko choć potem muszę płacić za to zaczerwienioną skórą i piekącymi oczami. Głaszcząc go popijałem ciepłą herbatę i jadłem kanapki. Gdy tylko dokończyłem herbatę brat dał znak do dalszej, jak się później okazało trzygodzinnej roboty. Na strychu parę ciekawych rzeczy, min. stojąca tam Jawa 50, stare książki i pamiątki.
Fajnie było, wyczyściłem motor, trochę wspomnień. Trochę się dzisiaj jeszcze pouczę i będę zadowolony... I jak dostanę parę komentarzy to już w ogóle. =)
Komentarze : 2
2011-01-06 20:28:29
miszi
no to fajnie, też lubię dopieszczać każdą śrubkę. Ale takie rzeczy to się robi przed zimowaniem motocykla, aby na wiosnę nie odmówił posłuszeństwa oraz błyszczał w słońcu
Kategorie
- Ekstremalnie (2)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (6)
- Turystyka (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)
- Wszystko inne (3)