05.01.2011 23:18
Powrót do domu... Deszczowy powrót...
W przeddzień mojego wyjazdu pogoda była najgorsza, deszcz padał przez większą część dnia, wiatr smagał niemiłosiernie gałęzie drzew i fryzury ludzi napotykanych na ulicy.
Miałem nadzieję, że jutro pogoda pozwoli mi na w miarę spokojny, i bezpieczny powrót do domu... Miałem nadzieję, no tak. Nadzieja umiera ostatnia, nadzieja matką głupich.
Niedziela. Dzień wyjazdu. Wstałem o 10 przed południem, śniadanie, do kościoła... Na motorze... Niebo zachmurzone, trochę kropił deszcz, droga wilgotna, rześkie powietrze które chciało by się by zostało w płucach jak najdłużej się tylko da. Nie było źle, było wręcz przyjemnie tylko irytował mnie parujący wizjer, mimo antifoga i innym pierdołom.
Msza...
Wpis do indeksu w na zakrystii... Gdy wyszedłem z kościoła padał rzęsisty deszcz, niebo poczerniało jak gdyby zbliżał się już koniec dnia. Szybko wskoczyłem na motor, odpaliłem silnik i ruszyłem do domu kuzyna. Przedarłem się przez miasto, motor zostawiłem na podwórzu jednorodzinnego domu.
Potem obiad, przyszli jacyś goście, zasiedziałem się na kompie... Wybiła godzina 19. Postanowiłem, że zacznę się już pakować. Wtem kolacja, herbata... Przerwanie pakowane, po czym wznowione po posiłku. Godzina 20 w końcu gotowy, ale jak zawsze coś się musi, po prostu musi stać... Lecz rozczaruje was, bo nic się nie stało. Babcia dała pieniądze na benzynę, wujek. Pożegnałem się z rodziną, odpaliłem motor. Pojechałem na orlen by dolać do pełna taniej w tym czasie benzyny i ruszyłem w drogę.
Na dworze była już wtenczas szaro, a widok ciemnych deszczowych chmur nie napawał mnie optymizmem. Na początku cieszyłem się, że nie pada, choć tyle... Na początku. Ha ! Rzecz jasna zaraz zaczęło zaraz kropić. Przejechałem mniej, więcej ponad połowę drogi i z tych czarnych chmur deszcz zaczął coraz mocniej padać, mocniej i z każdym kilometrem mocniej. Wiatr również coraz silniejszy. Jakbym wjeżdżał w oko cyklonu... Coraz ciemniej, a ja w kasku z przyciemnianą szybką... W słoneczne dni w dechę, gdy jest ciemno... Już bezpieczniej chyba jechać z otwartym wizjerem, ale deszcz wtedy leci do oczu. Na dodatek byłem już przemoczony... No pięknie ! Jakoś jadę, jest zimno, późno, wieje wiatr a na drodze stroją kałuże jak małe jeziorka wytopiskowe. Puszkarze też nie umilają drogi.
Lecz to co najgorsze miało dopiero nadejść.
Pięć kilometrów do domu. Z nieba pada pada deszcz jak gdyby ktoś wylewał na mnie wiadra zimnej wody. Widoczność na drodze... Jeżeli możemy o niej mówić była po prostu do dupy. Nie widziałem zbyt wiele. Gdy byłem na wysokości cmentarza przez drogę przebiegł mi lis którego mało by brakowało nie przejechałem, kiepsko wyglądało by nasze starcie. Lis przejechany na pół, mnie można byłoby zeskrobywać z asfaltu szpachelką, zresztą... Nic by nie zostało, ten pieprzony deszcz zmył by wszystko. Na szczęście miałem więcej szczęścia niż rozumu. Wjeżdżałem już do miasta, byłem prawie pewien, że już mi nic nie grozi, nic się nie stanie. Na stole widziałem już ciepłą herbatę, i ciastka.
Przeliczyłem się, jechałem na ulicy Krasińskiego, droga brukowa... Chciałem być już jak najszybciej w domu u dziadków. Na drogę wyskoczyło mi dwóch rozgadanych, nieuważnych gości których musiałem wymijać slalomem mało nie najeżdżając jednego z nich... Wina leżała po obu stronach. Na szczęście nic się nie stało, nic poza kolejną dawką podawanego w tym dniu w zbyt dużych porcjach, strachu...
Zajechałem do dziadków. Motor postawiłem przed garażem. Okazało się że nici z herbaty. Dziadków nie było w domu... No comment.
Telefon do ojca by przyjechał po mnie.
Podczas oczekiwania siedziałem w otwartym garażu, mój wzrok skierowany był na moje Suzuki na które padał deszcz który w zetknięci z rozgrzanym silnikiem dawał obłoki białej pary. Siedziałem tak dobrych 10 minut zanim przyjechał mój oczekiwany transport do domu.
W końcu !
Gdy przyjechałem do domu, ściągnąłem przemoczone ubrania, założyłem suche, otworzyłem plecak. Wszystkie rzeczy czekał taki sam los. Trafiły na suszarkę...
Ja też z chęcią bym na nią wtedy trafił...
Wnioski?
Lepiej poczekać niż jechać w taką pogodę.
Już nigdy przyciemnianej szybki po zmroku... Teraz żałuje, że nie kupiłem kasku z blendą...
Co za szybko, to nie zdrowo ;d
Proszę o komentarze.
Dziękuje za uwagę. Dobranoc !
Komentarze : 4
a ja kocham jeździć w deszczu :) serio!
szczególnie mijać tiry :) albo jak tak mocno leje... czysta przyjemność!
polecam kupno zwykłej przezroczystej szybki!
...a mokrego bruku nikomu nie polecam!
nie myśl o domu, ciepłej herbatce jak jeszcze jedziesz na sprzęcie! im bliżej domu tym ludzie bardziej myślą już co to nie będą robić w domu- WIELKI BŁĄD!!!
łatwo wtedy o mały głupi błąd !! a wiemy jak to się może skończyć :(
zacznij myśleć o ciepłym domciu i herbatce jak już zejdziesz z moto, na podwórzu, placu, przed domem-nigdy jak jeszcze jedziesz! bo przecież dalej jedziesz!! po drodze !!! z innymi uczestnikami ruch!!!
czy droga 3 km od domu jest inną drogą niż ta 300km od niego?! Wymaga innego skupienia lub, co gorsza jego braku?!?!
BYLE DO WIOSNY!!! :)
Polecam kombinezon przeciwdeszczowy. Ja mam jeden z najtańszych (ok 110 zł). Trzy razy umożliwił mi pokonanie tras po 200 km w totalnym deszczu, a ubranie pod spodem było całkiem suche. Oczywiście ostrożność trzeba zwiększyć do kwadratu. Ale po zmroku, zwłaszcza w taką pogodę lepiej rzeczywiście się nie wypuszczać.
teraz chociaaż masz doświadczenie jak się jeździ w deszczu, przyda się gdy pewnego dnia złapie Cie na dłuższej wyprawie pozdro !
Kategorie
- Ekstremalnie (2)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (6)
- Turystyka (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)
- Wszystko inne (3)