02.01.2011 13:26
Wujek Google nie zawsze ma racje !
Cudownie odzyskuje motywację. Dzięki jednej osobie. ^^ A teraz jej wszyscy podziękujcie =)
Wujek Google nie zawsze ma racje !
Lato, skwarne dni. Gorąc niesamowity... Szukając zajęcia i pretekstu do wyjścia z domu który wtedy przypominał piekarnik pomyślałem o tym, co chciałem zrobić już od jakiegoś czasu. Znaleźć drogę do Sulęcina! Lecz nie byle jaką drogę, chciałem jechać polnymi ostępami, leśnymi drogami omijając jak najbardziej się da coś co nazywamy "cywilizacją".
Rzecz jasna, że się nie
da bo ludzie są wszędzie i ich działalność widać nawet w
przestrzeni kosmicznej. Lecz nigdy nie zaszkodzi
spróbować.
Z werwą odpaliłem
kochanego wujka google, zakładka mapy, wstukałem co trzeba,
wydrukowałem... Chwyciłem za ołówek i wyznaczyłem drogę
omijającą dobrze znaną mi drogę numer 137. Dalej standardowo...
Chwyciłem mój wielozadaniowy plecak bojowy, wrzuciłem do
niego nie gazowaną wodę, parę dupereli i heja! Parę minut już u
dziadków. Sprawdziłem benzynę, ubrałem mój świetny
biało-niebieski kask, rękawice. Przyciemniana szybka miała dziś
okazać się użyteczna, niebo było bezchmurne a słońce raziło w
oczy jak światło latarki o czwartej w nocy.
Krótki rękaw powiewał podczas jazdy, dojechałem do Wojciechowa. Tu miał być start mojego rajdu Międzyrzecz-Sulęcin. Przez zabudowania spokojnie, lecz gdy się skończyły była już tylko sama przyjemność, pusta szutrowa droga i w koło mnie kłosy rosnących zbóż. Piękne błękitne niebo, w uszach szum powietrza. Coś pięknego... Szkoda, że nie każdy mógł spróbować jazdy na maszynie o dwóch kołach i benzynowym silniku. Postanowiłem, że do następnych wakacji zarażę następną osobę tą pasją, osobę z którą mógłbym przemierzać kilometry, cieszyć się zapadającymi w pamięć widokami, i ogłuszającą ciszą podczas postoi nad cudownymi, malowniczymi jeziorami.
Mmm... Brzmi to jak
bajka... Bajka które może się kiedyś spełni. Wiem...
Jestem marzycielem, ale warto je mieć.
Lecz już
nie zanurzajmy się w marzeniach, wracajmy do "rajdu", w
wielkim cudzysłowiu. Dojechałem do Wojciechówka, mapa
pokazywała, że mam jechać prosto przez skrzyżowanie... No dobra.
Lewo, prawo, przejechałem przez czarny asfalt i wpadłem w
"ulubiony" piasek... Sto metrów które
normalnie pokonałbym w parę sekund po asfalcie zamieniło się w
kilka dobrych minut, piekące słońca nie umilało przebycia tych
"ruchomych piasków". W końcu eureka! Po co
jechać piaszczystą drogą jak można jechać polem ! Nie za szybko
ale oszczędziło to moich nad strzępionych już i tak
nerwów. Dotarłem nagle do asfaltówki którą
miałem ominąć szerokim łukiem... No dobra... Na mapie jest kutwa
inaczej !
Chwile wytężyłem swój przegrzany umysł i
stwierdziłem, że odbiję bardziej w prawo i zobaczę czy nie ma tam
żadnej drogi. Mapa wskazywała, że jest lecz ja jej za żadne
skarby nie nazwałbym to coś drogą. Koleiny jak po przejeździe
kolumny pancernej... W dodatku droga była tak zarośnięta
zielenią, że wtapiała się w wszechobecne morza traw. Jadę...
Zabójcza prędkość 5 km/h nie napawała zbytnio
optymizmem... Hopy jak na torze crosowym... W takim tempie przy
sprzyjających wiatrach dojadę do celu do jutra, jeżeli w
ogóle dojadę... Po prostu zajeiście. Przejechałem tak
kolejne sto metrów i dałem sobie spokój. Teraz
zaczęła się walka o zawrócenie. Przód, tył razy
dziesięć. Udało się, wyjechałem. Postawiłem motor na rozwidleniu
"dziurawej setki", "piaszczystej setki" i
asfaltowej 137 . Ale ja mam z głową... No cóż taki
jestem.
No, co tu tylko teraz zrobić,
wracamy? jedziemy asfaltem? może kamikadze? Eh... Bez przesady.
Jedziemy asfaltem, zobaczymy co da się zrobić dalej, może droga
będzie lepsza. Gdy wjechałem na asfalt doceniłem czarną
nawierzchnię, i po raz pierwszy zachwyciły mnie nasze polskie
drogi. Droga gładka jak masło, pusta, i co najważniejsze moja
prędkość była większa niż prędkość rozpędzonego żółwia z
wiatrem w... Plecy? Mniejsza z tym.
Na budziku szybko
zobaczyłem setkę. Parę zakrętów, i z górki.
Na niebie dalej królował kolor błękitu i złote akcenty
słońca które wynagradzały chłodne powiewy wiatru. Gdzie
teraz skręcić?
< Kęszyca Leśna, Kursko
>.
W głowie przypomniałem sobie kolejny punkt
mej podróży, Kursko. Wioska jakich wiele u nas w Polsce,
zwyczajna, lecz droga na którą skręciłem bo do niej
dojechać nie była zwyczajna i na dłógo zapadnie mi w
pamięć.. Miałem wrażenie, że znalazłem się na odcinku specjalnym
w jakiejś grze typu Colin Mc'Rally. W koło mnie ciemny bór
który przecinał na pół ciemny, wąski pas asfaltu.
Droga niestandardowej szerokości, ciemny las i powtarzające się
wzniesienia, zakręty i przyjemna temperatura panujące w gęstym
lesie umiliły mi cztero kilometrowy odcinek
"specjalny", specjalnie piękny, uroczy. Nie jechałem
więcej niż 80 km/h bo bałem się by nie wyskoczył mi żaden
czterokołowy pojazd gdyż na tej wąskiej drodze mogło skończyć się
to źle, uważnie, pokonywałem kolejne zakręty. W kolejne
wakacje muszę to powtórzyć i podzielić się z kimś tym
pięknym doznaniem. Wiem, wiem, mam nie równo pod sufitem.
:D
Po drodze malownicze jeziorka widziane
przez mgłę drzew. Mmm. Aż miałem ochotę się zatrzymać i wskoczyć
do tej wody, lecz niestety, nie można mieć wszystkiego.
Przejechałem przez Kursko, nic specjalnego, skrzyżowanie,
stwierdziłem że już wracam do domu, mam dosyć.
Kierunek Pieski.
Prosta zdawała się być
nieskończenie długa, jak odległość między ziemią a końcem
wszechświata. Zero czterokołowych niezidentyfikowanych
obiektów jeżdżących w pobliżu. Po lewej i prawej stronie
widać złociste pola. Manetka gazu na odkręcona na full. Na
przeciw mnie za wzniesieniem rysowała się sylwetka wierzy
kościoła w Pieskach które położone były jakby w małej
dolinie. Nagle z przeciwka widzę jeden reflektor, Motocyklista!
Szybko zbliżał się na swoim czarnym pojeździe, w czarnym kasku,
w kombinezonie tego samego koloru. Lewa w
górę, no a jak! Minął mnie. Tego widoku nie zapomnę chyba
nigdy.
Niestety piękna droga dobiegła do końca. Dojechałem do Piesek. Kierunek Międzyrzecz ! I znana 137-mka. Znów pola, znów lasy, znów dziury. Szczęśliwie wróciłem do Międzyrzecza. Odstawiłem maszynę, usiadłem na fotelu i ściągnąłem kask. Czułem się pełniony... Lecz nie do końca, czegoś mi brakowało... Dzisiaj już wiem, osoby z którą mógłbym się tym podzielić...(byle do wiosny). I piosenki Dżemu - Harley mój „zmienił moje życie". Mmm... Czuje bluesa.
Harleya nie mam
lecz Suzuki w pełni rekompensuje mi go. Szkoda że piosenkę tę
poznałem dopiero teraz, w pierwszy dzień nowego roku, za sprawą
pewnej sytuacji, osoby. ^^ Oby rok 2011 był rokiem naszpikowanym
pozytywnymi emocjami, rokiem samych powrotów. Dziękuje za
Sylwester, dziękuje za Dżem.
Napiłem się wody,
wstawiłem motor do garażu, wsiadłem na rower i jazda do domu, już
bez emocji, i niespodzianek. Wujek Google nie zawsze ma racje
!
Dżem - Harley mój
Kiedy siedzę na maszynie
Totalny czuję luz
Włączam silnik, daję kopa
Za mną tylko kurz
To
wspaniała jest maszyna
Choć ma już czterdzieści lat
Stary mój ją też dosiadał
To samo czuł mój
starszy brat
Harley mój, to jest to
Kocham go,
kocham go
Zmienił moje życie odkąd
Poskładałem go
On wyleczył mnie z kompleksów
Dał mi swoją moc
Nigdy mnie nie zdradził
Nie zawiódł ani raz
To
wspaniała jest maszyna
Choć ma już ze czterdzieści
lat
Harley mój, to jest to
Kocham go, kocham
go
On zmienił moje życie odkąd
Poskładałem go
On
wyleczył mnie z kompleksów
Dał mi swoją moc
Nigdy mnie nie zdradził
Nie zawiódł ani raz
To
wspaniała jest maszyna
Choć ma już ze czterdzieści lat
Kolejna stara, piękna piosenka przypominająca mi o mojej
pasji: Fatum - Mania prędkości.
Marzenia się
spełniają...
Dziękuje za wszystko.
Komentarze : 4
Skoro ci tyłek ściska to się nie wychylaj ;]
lol, czy tu każdy młodzieniec w wieku 15-17 lat ma własny sprzęt? piszę to po raz setny - zajefajnych macie starych
ale przygody ło panie :D
za co Ty mi dziękujesz? <33
Kategorie
- Ekstremalnie (2)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (6)
- Turystyka (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)
- Wszystko inne (3)