Najnowsze komentarze
Africa23 do: Ja i ona
łoł niezłe :P ;D pozd.
bandzior22 do: Ja i ona
hahahaha dobre dobre ale ty tak ch...
dobry ten erotyk :D no i ta guma ż...
Shima rezza - Najlepsze rękawice j...
@beebas, dziękuje za wykład, poucz...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

03.01.2011 21:50

Wrześniowa akcja ulotka... I nie tylko.

Kolejny wyjazd pełen pięknych momentów,

Póki mam moc będę pisał... Tylko o czym? No wiem, wiem o motorach a o czym innym? A może jednak? W końcu to riderblog !

Inspirując się muzyką która dodaje sił i popycha nie raz do rzeczy co najmniej głupich.
Nie będę już zanudzał choć i tak prędzej czy później to zrobię... Więc wygodnie usiądźcie bo na samym wstępie oznajmiam, że na pewno się rozpiszę... To mój znak rozpoznawczy...


Kolejna letnia opowieść... Był już wrzesień. Mniej więcej połowa miesiąca.  Zaczęła się szkoła. Jeździło się wtedy kiedy się mogło, kiedy była chwila wolnego czasu, nie zawsze pozwalała na nie pogoda, poziom paliwa w baku czy ilość zadań domowych zadanych przez nauczycielkę z matmy.
Dostałem od ojca bojowe zadanie... "Bojowe" przeważnie oznacza coś, co unika się szerokim łukiem. Ale na szczęście nie tym razem.

Polecenie brzmiało " rozwieś ulotki po wioskach."

Ulotki na słupy ogłoszeniowe, no wiecie... 

No więc. Nie muszę wam już chyba mówić... Plecak... ble ble ble (to co zawsze)... ulotki i klej. No i oczywiście poprosiłem o  pieniądze na benzynę... No w sumie nie musiałem... Ojciec wpakował mi je w  ręce razem z wypisanymi ulotkami.

I tu standardowo, podróż rowerem do dziadków...
Odpaliłem maszynę, ubrałem się. Pojechałem na orlen w centrum miasta, zatankowałem do pełna paro litrowy bak.
Zapowiadała się fajna podróż. Przez chmury przebijały się jedne z ostatnich w te lato promieni słońca. Pogoda przypominała, że zbliża się nieubłaganie jesień. Na asfalcie było widać kałuże po przedwczorajszym deszczu. Mniej więcej piętnaście stopni.

Wyjechałem przez miasto ulicą Poznańską. Jedną z najdłuższych w mojej 20 tysięcznej mieścinie. Po drodze tory kolejowe, domki jednorodzinne, bloki... Coś zwyczajnego.
Kierowałem się do Bobowicka, tam na słupie miały zawisnąć pierwsze ulotki dzisiejszego dnia. Wjechałem do wsi, po lewej stronie małe jezioro, strome zejście na wąską plaże i puste pomosty, kolejna oznaka że wakacje skończyły się już dobre dwa tygodnie temu... Ale dlaczego? Przecież lato jest piękne. Ale wszystko co dobre i piękne...szybko  się kończy. No nic, niestety nie mamy na to wpływu.

Szybko rozwiesiłem ulotki na pierwszym słupie obok spożywczaka, spotkałem znajomego, zamieniłem z nim dwa zdania i pojechałem dalej. Przejazd przez lubianą przeze mnie brukowaną alejką. Nieciekawy wyjazd, skręt w lewo. Słup przy kościele. Myk, myk... jedziemy dalej.  Teraz trzeba było się trochę wrócić. Przejazd prosto, i zakręt w prawo obok pamiętnego krzyża...  I znowu  w głowie przemknął mi ten przeklęty samochód...(patrz poprzednie wpisy).
Prosta do Policka. Akurat rozwieszałem ulotkę na jedynym słupie w tej wsi i usłyszałem jak prostaccy żyją tu ludzie. Szła kobieta, średniego wieku, rozmawiała przez telefon przy okazji rzucając całą paletą niecenzuralnych słów zaczynających się  na k, w różnych formach osobowych i wariantach. Kobieta ta używała tego słowa jako przecinka w swoich prostackich, pozbawionych kultury zdaniach. Gdy tak stałem tam i słuchałem tego bełkotu i nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać. W końcu z pobliskiego sklepu wyszedł młody facet i  uciszył te babsko tekstem w stylu " w oborze mieszkasz czy jak?", babka spaliła się, poczerwieniała i kontynuowała rozmowę w bardziej cywilizowany sposób. Kolejna sytuacja która została mi w pamięci.

Zapiąłem plecak, nałożyłem kask na głowę, szare rękawice. Pojechałem dalej, w głąb wioski zobaczyć jak idzie remont mostu przez który można było wjeżdżać od wschodu do wsi.


Teraz musiałem zawrócić o 180 stopni i skierować się znów w stronę Międzyrzecza. Za Bobowickiem skręciłem  w prawo, kierunek Stołuń. Zaliczyłem kolejne wioski i w Kuligowie zobaczyłem tabliczkę Kalsko wskazujący leśną drogę. Postanowiłem pojechać właśnie nią gdyż lubi poznawać nowe miejsca, drogi, kto wie co przyniesie następny zakręt, rozczarowanie a może zachwyt. Warto rozszerzać mapę okolicznych terenów.

Droga była zwarta i "ubita" po ostatnim deszczu. Przyjemna jazda po małych wzniesieniach leśnej drogi, ładna zieleń. Nie pamiętam dokładnie ale było coś tam pięknego, ładnego co przykuło szczególnie moją uwagę, muszę sprawdzić na wiosnę...

Wyjechałem w Kalsku.
Ulotka.
Wiedziałem że jestem blisko Rokitna, miejsca pielgrzymek, miejsca gdzie ludzie jadą modlić się o łaski i dziękować za nie. Wiedziałem też, że sezon motocyklowy dobiega końcu i nie wiem czy będzie okazja na to by zajechać  do tej miejscowości, okazji na podziękowanie za ten szczęśliwy rok, rok samych powrotów jak to ktoś ładnie ujął. :)

Z Kalska parę kilometrów do bazyliki. Na otwartej przestrzeni asfalt suchy, lecz w lasach "wiało" chłodem i nawierzchnia byłą wilgotna lecz w niczym nie utrudniało to jazdy, przynajmniej coś innego dla urozmaicenia.

Wjechałem do Rokitna, wąskie uliczki. Motor postawiłem przed długimi schodami które prowadziły do wejścia  kościoła. Monument budowli oświetlały z grymasem promienie powoli zachodzącego letniego słońca. Wstąpiłem na chwilę bo środka by na chwile uklęknąć, oddać pokłon obrazowi Matki Bożej i odmówić krótką modlitwę.

Wyszedłem z kościoła, przeszedłem się parę chwil po terenie sanktuarium, by poczuć zapach rześkiego powietrza i przypomnieć sobie, jak piękny był ten sezon, ile się nauczyłem, o czym mam pamiętać, jak stać się lepszym i kierowcą, lepszą osobą...

Ostatnie spojrzenie na nisko przystrzyżoną trawę, wielobarwne liście drzew. Zbiegłem ze schodów, założyłem kask i ruszyłem w piętnasto kilometrową drogę powrotną.

Słońce kryło się już powoli za horyzontem, niebo udekorowane jakby czerwonymi chmurami wyglądało pięknie. Ryk silnika, te widoki, doznania, to właśnie kocham, to jest właśnie najlepsze w jeździe na motorze.
Gdy byłem już kawałek od Rokitna obejrzałem się za siebie, bo miał być mój ostatni w tym roku wyjazd tam. Wracałem zadowolony, pełny pozytywnej energii, pełen pozytywnych wrażeń. Z tego wszystkiego zapomniałem rozwiesić tam ulotki... Mniejsza z tym.

Gdy wróciłem do dziadków, zgasiłem maszynę. Poszedłem do ogrodu i położyłem się na hamaku. Spojrzałem w niebo przez liście jabłoni i pomyślałem...

"Było zajebiście".

Teraz powrót do domu, pamiętam że nie miałem chęci się podnieść i jechać, bo tak było tam przyjemnie, spokojnie i pięknie.

Podziękowania dla wytrwałych czytający moje wpisy :)


Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz