Najnowsze komentarze
Africa23 do: Ja i ona
łoł niezłe :P ;D pozd.
bandzior22 do: Ja i ona
hahahaha dobre dobre ale ty tak ch...
dobry ten erotyk :D no i ta guma ż...
Shima rezza - Najlepsze rękawice j...
@beebas, dziękuje za wykład, poucz...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

20.11.2010 12:19

Przez las w deszczu i błocie...

Miałem dość czarnych opon, świecących felg i wypolerowanego tłumika. Postanowiłem pojechać w teren.
 

Przez las w deszczu i błocie.

Był to koniec sierpnia. Pogoda mieszana. To raz padał deszcz to zaraz słońce raziło w twarz.
Miałem dość czarnych opon, świecących felg i wypolerowanego tłumika.  Postanowiłem pojechać w teren.

Byłem wtedy u dziadków na podwórku. Zawsze przyda się dodatkowa para rąk do pomocy...
Siedziałem wtedy na ławce, patrzałem się na świeżo umyte Suzuki, woda ściekała jeszcze z opon i kanapy. Usiedziawszy tak przypomniały mi się wyczyny „motorzystów" z extreme. Pomyślałem... „Przecież ja też mam motor, czemu nie mógłbym choć trochę robić to co oni".
Lecz gdy spojrzałem na mój sprzęt i porównałem sylwetkę Gienka z maszynami krosowymi... Eh... Sami wiecie. Porzuciwszy wszelakie plany poszedłem do domu, usiadłem w fotelu. Ciągle nie mogła opuścić mnie myśl co do tego wypadu. Podczas mojego „bardziej komfortowego odpoczynku" doszedłem do wniosku co ma moje Suzuki a co motory tych z extreme...
Gienek:
- miękkie zawieszenie +,
-parę koni (lepsze to niż skuter) +,
-wygodna kanapa +,
-łyse opony -,
-ogólne nie(przystosowanie) do warunków leśnych -,

Zadecydowały te trzy plusy. Wstałem i poszedłem do garażu dziadków szukać czegoś odpowiedniego na mój „rajd". Znalazłem jakieś stare moro, parę kaloszy. Ok. to może na razie wystarczyć. Wyszedłem z garażu i odpaliłem Suzuki. Pomyślałem „pojadę do domu i poszukam zdatnych rzeczy do jazdy". Ja pomyślałem tak zrobiłem, kask włożyłem na głowę, rękawice na odpowiednią część ciała i heja ! Dojechałem do domu, wszedłem do domu i szukałem... Poszukiwania były owocne: dresy, stare ochraniacze na kolana (kiedyś grałem w siatke), parę pierdół. Jak ostatnio, wyjąłem swój wielozadaniowy plecak w kolorze khaki (w którym o dziwo mieści się bez problemu kask) do którego wrzuciłem mój ekwipunek, telefon i nie gazowaną wodę. Zamknąłem dom, wsiadłem na motor i pojechałem z powrotem do dziadków. Wszedłem do domu powiedziałem tylko tyle „jadę do lasu". Ubrałem się w garażu w mój „super kaskaderski sprzęt i czarne gumiaki" no i pomknąłem w stronę obwodnicy.

Po 300 metrach zwolniłem, redukcja i skręt w lewo, wjechałem na polną drogę pełną dziur i kałuż. Spokojnie dwójeczką przez grząski grunt. Momentami redukcja do jedynki gdy były duże kałuże i w sytuacjach gdzie mogłem „zaliczyć dzwon", no może nie dzwon ale zapoznać się z nawierzchnią i sprawdzić czy to na pewno droga gruntowa. W z małymi problemami przebyłem wolno 150m. Dłuższa prosta na oko 300m (wiem na oko to facet w szpitalu...). Mniejsza z odległościami nie jeżdżę z GPS-em. Dojechałem do torów, za nimi zaczynał się cel mojej podróży - las. Spokojnie zatrzymałem się na przejeździe lewo, prawo i rura. Lecz nie długo bo tu znowu kałuże. Na początku mało lecz z czasem coraz więcej. Znowu dwójka, trójka trzydzieści, czterdzieści na godzinę. Chwilę „bezokałużowana" prosta i wolny zakręt w prawo o 60 stopni na którym czekała na duża kałuża... Ale nie ja się nie dałem i wziąłem ją z lewej strony. Dojechałem do rozwidlenia dróg na poligonie... W prawo droga znana, lewo nie do końca, ale stwierdziłem, że prosto będzie najciekawiej. I nie myliłem Się... Po 50 m po prostu bagno, ziemia rozmoczona, wszechobecne kałuże, dosłownie 30 m (jak się później okazało) męki... Na domiar złego zaczęło podać. Gładkie opony nie ułatwiały zadania... Tak, tak wiem... Co za debil zasuwa po lesie w gładkich... Do tego jest kostka... Moja odpowiedź: po proszę pieniądze na dwie nowe opony. Mój budżet nie jest duży w końcu się jeszcze uczę. Pomijają to. Po dwóch minutach paplania się w błocie wyjechałem z tego „bagna". Jadę dalej nie zrażony ciężkim początkiem. Kolejny zakręt odkrył dosyć stromy podjazd, bez problemów, dłuższa prosta górka i kałuża. Sru... No to sru... Na przedniej szybce widniało sporo błota a na zegary poleciała spora dawka błota... No super. Jedno leśnie skrzyżowanie, drugie, trzecie. Za tym ostatnim zobaczyłem przełamaną na pół sosnę która zagradzała drogę... Pomyślałem... „Nie będę się wracał i skręcał gdzieś po bokach bym potem nie musiał z powrotem błądzić po iglastym, ciemnym lesie. Więc... Dla chcącego nic trudnego, skoro nie można po drodze to można bokiem... Ominąłem drzewo z prawej strony. Potem powrotem na drogę. Czwarte skrzyżowanie i zobaczyłem mieszany las z dużą ilością dębów, i brzóz. W około widziałem rozryte przez dziki runo leśne. W tej części lasu było już jaśniej i to o wiele. Las przypominał mi ten z amerykańskich filmów, a może polskich? Eh... Postawiłem rozgrzany motor przy drodze. Rozpiąłem moro, ściągnąłem kask i rękawice i położyłem je na kanapie Gienka. Ściągnąłem z pleców mój wielozadaniowy plecak, wyciągnąłem wodę by zaspokoić pragnienie które męczyło mnie już od wyjazdu z podwórka. Usiadłem na ściętym pieńku parę metrów od motoru i zacząłem rozglądać się wkoło. Czułem się jakby był sam na tej planecie, nigdzie nie słyszałem szumu samochodów, huku samolotów, i pieprzenia innych ludzi jak to im jest źle...Słyszałem tylko śpiew ptaków i dźwięk uderzenia kropli wody wpadających do kałuży. Pomyślałem „this its magic", stare powiedzenie z ostatnich wakacji. Siedziałem i rozglądałem się w koło, w końcu moją uwagę przykuł średniej wielkości prawdziwek... „No to jest wypad, wyżyje się trochę i grzybów  nazbieram" i tak się stało. Pochodziłem po lesie dziesięć minut. Bilans 15 podgrzybków, 5 prawdziwków. =)  Pomyślałem, „jadę dalej nie ma co, kiedyś w końcu trzeba wrócić do domu".
Ubrałem to i owo, odpaliłem 7 konny silnik i ruszyłem dalej. Na starcie pojawiła się pokaźna przeszkoda, trochę, no trochę duża kałuża (promień może 2,5m). Mówię: „idę na całość, w końcu przyjechałem do lasu po to by się ubrudzić". No i wpadłem, woda pod kolana, usłyszałem jak z tłumika dochodzą dziwne dźwięki a był to bulgot gotowanej wody. Ledwo wyjechałem z wody, w kaloszach woda aż się wylewało... Ok. Znowu postawiłem motor i wylałem wodę z butów. Nie ma co. Jadę dalej. I znów, kałuże lecz te omijałem z respektem.

 Jechałem non stop przez 15 min, droga była już trochę lepsza, momentami 60 na budziku. W końcu wjechałem na szerszą drogę, leśnie skrzyżowanie i tabliczki „Szumiąca „n"km., Nietoperek „2n" km, Miałem do wyboru cztery strony świata, skręciłem w prawo. Po spokojniej jeździe zauważyłem kolejne znaki zbliżającej się cywilizacji, samochody zaparkowana na środku drogi... No ok. Ominąłem samochody i znów pod wzniesienie. Po 200 m zauważyłem asfaltową drogę. Lewo czysto, prawo... Pojechałem prosto. Wjechałem w zabudowania. Jadąc zastanawiałem się w jakiej miejscowości jestem. Za 30s nadeszła moja odpowiedź. Po prawej stronie budynek i napis „OSP Kaława". Po drodze asfaltowej z Międzyrzecza do Kaławy jest 10km. Ja zrobiłem chyba z 17 po leśnej. Zatrzymałem swój pojazd na poboczu. Ściągnąłem plecak i napiłem się chłodnej wody. Wsiadłem na motor, zawróciłem i udałem się w drogę powrotną Teraz było już spokojnie. Wiedziałem kiedy mogę się spodziewać utrudnień. Przejechałem obok tego powalonego drzewa, minąłem cztery leśne skrzyżowania, podjazd... W ten sposób dojechałem do torów. Lewa... Tak, prawa... Prosto znów chwila prostej. Na ostatnich dziurach trochę przesadziłem z gazem i skończyłem kąpielom w kałuży. Nic mi się nie stało podobnie z towarzyszem Gienkiem. Ostatnie dziury, dojechałem do asfaltówki, i prosta, trzysta metrów. Rozpędziłem się do 90 na godzinę, hamowanie redukcja i skręt w prawo na podwórko. Gdy już wjechałem i zobaczyli mnie moim rodzice zaczęli się śmiać, z „nowego lakieru koloru błota" mojego sprzętu i moich ubłoconych ciuchów.  Wszedłem do garażu zostało się już tylko przebrać, wsiąść w samochód i prosto do domu ! Lecz jeden mały problem...Prawko dopiero za dwa długie lata ...

ciąg dalszy nastąpi... jutro.
Partisan

Komentarze : 2
2010-11-20 18:35:03 Bolkiks

Wpis fajny, spoko wyzwanie:) Ale z tego co wiem to GieNia ma 12 a nie 7 KM:]

Lewa!

2010-11-20 14:36:03 Michaliński

Przyjemna historyjka. :) Tylko jakbyś pisał w Wordzie (lub czymś podobnym) to by mniej było rażących błędów. Dodatkowo polecam stosować więcej akapitów - jakoś tak mniej wtedy oczy bolą od wpatrywania się w tekst ;) Poza tym git! Może wystarczyło by Gienka zamienić na jakiegoś crossa? To dopiero szaleństwo! ;) Co do samego Gienka to jeździłem, ale na 250, hardkorowo było! :D Pozdrawiam! ;)

  • Dodaj komentarz